W ubiegłym roku na Partnerkę Multiagencji Insur Invest Małgorzatę Romancio jak grom z jasnego nieba spadła informacja o chorobie nowotworowej. W październiku, a więc w miesiącu raka piersi rozmawiamy z nią o chorobie, przebytym leczeniu, o tym jak przechodziła przez to doświadczenie, a także jak działają ubezpieczenia rakowe. – „Jeżeli ktoś sprzedaje ubezpieczenia na życie to rozmawia o śmierci. To się ładnie nazywa polisa na życie, ale to tak naprawdę jest polisa na śmierć” – mówi nam. W ostatnich dniach przyszły wyniki jej kontrolnych badań – jest zdrowa. Zapraszamy do czytania.
Małgosiu, spotykamy się w specjalnym czasie, październik to miesiąc raka
piersi, nowotworu złośliwego, który jest najczęściej wykrywanym wśród kobiet
w Polsce. Sama zostałaś dotknięta tym przykrym doświadczeniem.
Zdecydowałaś się o tym powiedzieć, za co bardzo Ci dziękujemy. Powiedz mi
kiedy i w jakich okolicznościach dowiedziałaś się o zachorowaniu?
– U mnie wyszło to trochę śmiesznie, bo ja myślałam, że mam zakwas po treningu i jeszcze się śmiałam do mojego męża i mówię „wiesz miałam zakwasy wszędzie – łydki, uda, pośladki, ale w piersiach?” Jak to wszystko rozgrzałam, rozmasowałam to poczułam kuleczkę, Zadzwoniłam wtedy do Domu Lekarskiego i umówiłam się na USG, po to by sprawdzić czy jeszcze pomoże mi fizjoterapia czy już chirurg. Poszłam, zrobiłam badanie USG i usłyszałam „Pani to pójdzie, ale do onkologa”. Tak się dowiedziałam, że mam raka.
To był tak naprawdę czysty przypadek. Czułaś lęk, niepewność czy od razu byłaś nastawiona na walkę z chorobą? Jakie myśli Ci wtedy towarzyszyły?
– Ja generalnie jestem człowiekiem, który dosyć mocno propaguje zdrowie, aktywność fizyczną, badania profilaktyczne. Od wielu, wielu lat działam w takim kierunku, że wspieram osoby z chorobami nowotworowymi. Też miałam w rodzinie takie przypadki. Dla mnie ta wiadomość była szokująca. Przyszłam z takim nastawieniem, że jestem zdrowa, mam jakiś zakwas, coś tam sobie urwałam, ale jaki rak? Potem jak lekarka na mnie popatrzyła i mówi, że to rak i muszę udać się do Centrum Onkologii na ul. Strzałkowską – po prostu się rozpłakałam. Pracuję razem z mężem więc poszłam do Niego i mówię „słuchaj to jest rak” Patrzyliśmy na siebie z zaskoczeniem. Na drugi dzień poszłam do lekarza rodzinnego, wzięłam kartę DILO, która umożliwia szybką diagnostykę i leczenie onkologiczne. To był piątek i w poniedziałek byłam już w Zachodniopomorskim Centrum Onkologii.
Bardzo szybko…
– Bardzo szybko i to jest klucz do tego żeby żyć. Siedziałam przed gabinetem jakieś 4,5 h żeby lekarz mnie przyjął bez kolejki. Karta DILO zadziałała fantastycznie. W ciągu 2 tygodni miałam zrobione wszystkie badania – prześwietlenia płuc, kardiologa, biopsję, USG, mammografię i czekałam. W sylwestra przyszedł wynik z informacją, że jest to niestety nowotwór złośliwy, w związku z czym czekała mnie szybka operacja. Operowana byłam 12 stycznia i czekałam na kolejny wynik histopatologiczny. W lutym rozpoczęłam leczenie w formie radioterapii, które trwało 30 dni.
Często mówi się, że „rak to nie wyrok”, słyszymy to szczególnie w kampaniach
społecznych na temat nowotworów. Powiedz mi, skąd znaleźć siłę by przejść
przez to doświadczenie. Skąd Ty znalazłaś tę siłę?
– Rak to nie jest wyrok! Tak to prawda, jestem tego żywym dowodem. W miniony czwartek dostałam dokumenty potwierdzające, że jestem zdrowa, nie mam raka ani żadnych przerzutów. Trwało to od 30 listopada – 11 miesięcy. Leczenie jest trudne i wyczerpujące – nie mówię, że to jest bułka z masłem, natomiast wczesne wykrycie nowotworu – zwłaszcza nowotworów piersi – daje 100% gwarancję wyleczenia i uwaga… Nie zawsze trzeba poddawać się mastektomii. Ja poddałam się operacji oszczędzającej, zachowałam piersi i jest wszystko w porządku. Gdyby patrzeć na statystyki i postarać się odpowiedzieć na pytanie „skąd brać tę siłę?”. 12% nowotworów u kobiet to są nowotwory piersi, mamy bardzo dobre kliniki leczenia chorób piersi i bardzo dobre wyniki leczenia raka piersi we wczesnych stadiach wykrycia. Zachodniopomorskie Centrum Onkologii jest najlepszą kliniką w regionie. Mamy doskonały sprzęt, nowoczesne mammografy czy urządzenia ultrasonograficzne. Urządzenie – akcelerator, na którym ja byłam leczona, to nim można przeprowadzać operacje mózgu. Akcelerator Edge – bo tak nazywa się to urządzenie – jest bardzo precyzyjny i bardzo precyzyjnie realizowane jest leczenie żeby pacjentka przechodziła to jak najłatwiej. Jeśli mamy już tę pacjentkę zdiagnozowaną to naprawdę jako Polska mamy bardzo dobre wyniki, jeżeli chodzi wyleczenie nowotworów we wczesnych stadiach. Ale… no właśnie z tą wykrywalnością i śmiertelnością w Polsce jest źle. Dlaczego? Kobiety nie chodzą na badania kontrolnie, lekceważą pierwsze objawy, nie chodzą do ginekologa i to generuje całe nieszczęście. Bo choroba zostaje wykryta zbyt późno a to z kolei wpływa na skuteczność i długość leczenia. Dlatego zachęcam do badań profilaktycznych USG czy mammografii, to nie boli, możesz zrobić badania na NFZ i w różnych programach dedykowanych. Wystarczy się tylko zapisać po to by wygrać życie. Zdecydowałam się opowiedzieć o swojej chorobie z nadzieją, że choć jedna Partnerka Multiagencji Insur Invest pójdzie na takie badanie i podobnie jak ja, wybierze życie.
Mimo choroby dalej jesteś aktywna zawodowo, jesteś m.in. Doradcą Ubezpieczeniowym we współpracy z Multiagencją Insur Invest, ale także analitykiem finansowym i wykładowcą akademickim. Jak udaje Ci się to wszystko pogodzić? Czy choroba wymogła na Tobie jakieś zmiany w trybie
Twojego życia codziennego?
– Tak, wymogła dużo zmian. Przede wszystkim nie mogłam pracować. Przyszedł taki moment, kiedy byłam już po operacji i musiałam zostać w domu. Wiadomo, trzeba zagoić rany, potem zaczęło się to leczenie główne, leczenie radioterapeutyczne, które wymaga też wysiłku. Codziennie trzeba pojechać do szpitala, przyjąć swoją dawkę promieniowania, potem wrócić. Potrzebny jest też odpoczynek. Trwało to ponad miesiąc. W sumie przestałam pracować na jakieś 2 miesiące na zasadzie takiej, że nie przychodziłam do biura. Miałam co prawda komputer w domu, miałam telefon, który odbierałam, gdy ktoś do mnie zadzwonił. Ale pracować się nie dało na 100%. Wiele osób mi pomagało – moje chłopaki w biurze, koledzy z banków, a i sami Klienci też nie zawiedli. Trudno było pogodzić jedno z drugim – czas, który trzeba było spędzić w szpitalu, w domu, leczenie z tym żeby móc pracować. Więc dobre dwa miesiące w ogóle nie pracowałam, a w trzecim miesiącu dopiero tak naprawdę zaczęłam trochę pracować. Byłam cały czas taka senna po tym leczeniu. Nawet zdradzę teraz taki sekret. Miałam postawione łóżko polowe w biurze, po to, że jak się zmęczę to żebym mogła się położyć (śmiech). Zadziwiające jest to, że klienci bardzo dobrze to przyjęli, poczekali na mnie, żaden z klientów nie odszedł i jakby nie dziwiło ich to łóżko polowe. Nic strasznego się nie stało, ale prawda jest też taka, że jesteśmy Agentami Ubezpieczeniowymi, którzy są na własnych rozrachunkach. W związku z powyższym – jak nie pracujemy to nie zarabiamy. Tutaj chciałabym dotknąć kolejnego tematu, jakim są ubezpieczenia na życie, ubezpieczenia grupowe. Bo tak naprawdę dzięki temu, że ja jestem ubezpieczona jak to się mówi „po zęby” – mogłam nie pracować. Wspomniałaś o tym, że jestem wykładowcą akademickim. Na czas choroby musiałam zawiesić moją pracę na uczelni. W tej chwili już ją wznowiłam, 7 listopada zaczynam wykłady i uwaga – pierwszy temat, który dostałam to ubezpieczenia zdrowotne. Tak więc choroba ograniczyła moją aktywność zawodową i dzięki pomocy i wsparciu rodziny, przyjaciół i zrozumieniu sytuacji przez moich Klientów nic złego się nie wydarzyło. A wręcz przeciwnie dostałam wiele ciepłych słów, wsparcie i przekonałam się, że jestem potrzebna i jestem ważna w ich życiu. W tej całej trudnej sytuacji to naprawdę było piękne i jestem za to ogromnie wdzięczna.
Czy masz jakieś przesłanie dla kobiet, które również walczą z tą chorobą, ale także dla wszystkich kobiet, którym może się to przytrafić?
– Zachęcam całym sercem – róbcie dziewczyny badania i nie bójcie się ich. One nie bolą, a mogą uratować Wasze życie. Zachęcam też Panów do badań bo rak piersi to nie tylko choroba kobiet. 1% chorób nowotworowych u mężczyzn to rak piersi. Tak jak mówiłam wcześniej jeżeli choć 1 osoba zbada się za sprawą tego wywiadu to będzie to mój ogromny sukces i już teraz za to chciałabym podziękować.
Chciałabym poruszyć z Tobą temat częściowo związany z Twoją chorobą, ale przede wszystkim z naszą branżą, a więc z ubezpieczeniami. Jeszcze przed
naszym wywiadem powiedziałaś, że ubezpieczenia rakowe są trudne. Mogłabyś
nieco więcej powiedzieć o tych ubezpieczeniach i co jest tą trudnością
szczególnie w kontekście klienta zainteresowanego tym produktem?
– Najważniejszy jest zakres ubezpieczenia. Ubezpieczenia onkologiczne są trudne dlatego, że firmy ubezpieczeniowe robią dużo wyłączeń, które trzeba zrozumieć żeby poprawnie przedstawić je Klientowi. W Ogólnych Warunkach Ubezpieczenia zapisane są bardzo profesjonalne zwroty, np.: nowotwór in situ albo drugi stopień. Niby prosto brzmi, ale co to tak naprawdę oznacza? Jest napisane, że wyłączamy np. nowotwór jajnika albo czerniaka. Nazwę znamy, ale nie jesteśmy lekarzami i trudno nam się o tym rozmawia. Ja ten problem rozwiązałam w ten sposób, że nawiązałam współpracę z hospicjami i tam poznałam lekarzy, którzy po prostu wyjaśniają mi trudne zwroty. Jak mam wątpliwość co do choroby, o której czytam, to prostu dzwonię i pytam albo otwieram doktora Google i czytam.
Teraz stałam się żywym dowodem na to, że te polisy ubezpieczeniowe działają. Mam teraz góry polis na biurku od moich klientów. Taka historia… Klient np. przychodzi i mówi „Małgosia, potrzebuję polisę, ale boję się raka żołądka. Miałem tam kiedyś jakąś zmianę, ona jest co prawda zaleczona, jak wiesz… moja żona nie pracuje, mamy dzieci”. Pytam: to nie masz żadnej polisy? „Nie no, coś tam mam”. To mówię: przynieś. Jakie było moje zaskoczenie, że człowiek, który chce sobie ubezpieczyć raka żołądka ma ubezpieczonego czerniaka złośliwego ucha środkowego. Na to szczególnie trzeba zwracać uwagę, gdy klient do nas mówi, że boi się raka żołądka, to jest jedno – Jego polisa powinna zabezpieczać go właśnie z tego powodu. Ale… czy my mamy ubezpieczenie na raka żołądka – to już niekoniecznie. Onkopolisy mają takie zapisy, że ubezpieczają dość ogólnie nowotwory złośliwe, co musi być potwierdzone badaniem histopatologicznym, oraz mają określone stadia od kiedy działa dana polisa, np. in sitiu czy II stopień. W Ogólnych Warunkach jest mnóstwo takich zapisów np. gdy będzie to dopiero tamto itp. Określenia medyczne są uzasadnione, ale dla nas – Agentów – jest to szalenie trudny temat. Trochę tych OWU się naczytałam (nie wszystkie oczywiście) i Compensa, według mnie, ma najlepszy zakres i najszerszy. Oni ubezpieczają każdy nowotwór złośliwy niezależnie od jego stadium. Tego też jestem żywym dowodem, bo ja też jestem ubezpieczona w Compensie Życie. Compensa zapłaciła mi za każdy jeden element, który wiązał się z moją chorobą – zapłaciła mi za operację chirurgiczną, dostałam pieniądze za poważne zachorowanie, ponieważ nowotwór złośliwy jest w zakresie. Dostałam pieniądze za specjalistyczne leczenie bo byłam leczona radioterapią. Nie dostałam pieniędzy za szpital, ponieważ byłam w nim jeden dzień, a limit jest 4 dni. Nie należało mi się. Mając taki pakiet dla osoby, która obawia się chorób onkologicznych – to jest bardzo dobre. Ja mogłam sobie pozwolić na dwa miesiące nic nie robienia i skupienia się na chorobie, na na sobie, nad uruchomieniem siebie po chorobie. To jest zwykłe ubezpieczenie grupowe, które kilka lat temu miałam zrobione jako partner jednej z sieci ubezpieczeniowych i zrobiłam je sobie do indywidualnej kontynuacji.
Kolejna sprawa jest też istotna – Compensa ma rzecz, która z jednej strony jest bardzo fajna, z drugiej strony jest uznawana za kontrowersyjną. W zależności z kim rozmawiam – czy z innymi Agentami Ubezpieczeniowymi czy z klientami – to jedni mówią, że to jest fajne, a drudzy mówią że to jest straszne. Jest taki zapis, że jeżeli została stwierdzona choroba śmiertelna, to 50% sumy ubezpieczenia głównej z tytułu śmierci zostanie wypłacona „za życia” dla chorego na leczenie. Jak to działa?
Compensa ma to w każdym ubezpieczeniu życiowym – czy w grupowym czy indywidualnym – ma taki zapis. Jeżeli wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że dla tej choroby w ciągu 12 miesięcy może wystąpić zgon i potwierdzi to dwóch lekarzy specjalistów po konsultacjach – wtedy 50% ubezpieczenia wypłaca się za życia. Wtedy nadchodzi konsternacja no bo trzeba udać się do lekarza, trzeba mu o tym powiedzieć i trzeba go o to zapytać. A tak naprawdę to trzeba porozmawiać o śmierci. Jeżeli klient nie umrze, pobierze pieniądze – nic się nie dzieje, polisa trwa dalej. Drugie 50% po prostu zostanie wypłacone już rodzinie, gdy ubezpieczony umrze.
Uważam, że jest to dobry zapis. Teraz pojawił się w kinach film „Ania”. Jeszcze nie miałam okazji zobaczyć, ale Ania Przybylska zmarła na raka trzustki. Jest to jeden z bardzo agresywnych nowotworów, na który niestety nie ma lekarstwa. Nadal nie wynaleziono skutecznej metody leczenia tego nowotworu. Patrick Swayze też zmarł z powodu raka trzustki. Osoby zamożne, sławne – dla choroby nie ma to żadnego znaczenia. Dla rodziny, dla komfortu życia chorego, dla leczenia się – środki finansowe są ważne. Szpitale są z reguły na obrzeżach miasta, w dużych miastach, szczególnie te szpitale specjalistyczne. Sam fakt dojechania z domu do oddziału radioterapii, wzięcie taksówki – to kosztuje. W moim przypadku jest to koszt 30 zł w jedną stronę. W obie strony to już 60 zł. Jeździsz 5 razy w tygodniu – masz już kwotę 300 zł. Do tego dochodzą różne pokarmy specjalistyczne. Czasami nie mamy ochoty na jedzenie, a trzeba jeść – trzeba sobie kupić jakiegoś nutrii drinka czy jakąś inną odżywkę, która zastąpi nam posiłek, aby organizm się nie wyjałowił. Trzeba sobie opłacić fizjoterapeutę, bo jest w zakresie NFZ dla kobiet po mastektomii. Z kolei dla kobiet po mastektomii częściowej – już nie przysługują, muszą iść do normalnej kolejki. Gdybym chciała iść do fizjoterapeuty na ubezpieczenie NFZ to owszem, należy mi się to. Dostanę skierowanie, ale będę czekała 2/3 miesiące. A tak dostaję pieniądze od ubezpieczyciela już na drugi dzień mam opiekę.
Ubezpieczenia życiowe – jestem ich propagatorką, wiele razy zadziałały jak należy. Wszyscy moi klienci wiedzą o tym, że muszą się ubezpieczyć na życie, nie każdy do tego dojrzewa, trzeba być cierpliwym Agentem (śmiech). Najważniejszy w rozmowie z klientem jest szeroki wywiad, rozmowa. Dobrze i niedobrze, gdy jest się własnym świadkiem tego, że te polisy pomagają. Jeżeli ktoś sprzedaje ubezpieczenia na życie to rozmawia o śmierci. o się ładnie nazywa polisa na życie, ale to tak naprawdę jest polisa na śmierć. Wtedy kiedy ja umrę, to Ci co po mnie – mają dostać pieniądze. Rozmawiamy o śmierci. Jeżeli chcemy kogoś zabezpieczyć w sprawie poważnego zachorowania – rozmawiamy o chorobach. Nie możemy klientowi powiedzieć: „Poważne zachorowania, kliencie masz wszystko. Jeżeli to jest poważne – to my za wszystko zapłacimy”. Nie. Jest katalog chorób, który jest wymieniony. Najważniejsze choroby cywilizacyjne czyli nowotwory, zawały, bajpasy, różnego rodzaju przeszczepy – są zazwyczaj w zakresie. Ale katalog tych chorób trzeba z klientem omówić. Może być tak, że klient przeczyta ten katalog chorób i powie „ale ja się żadnej z tych chorób nie boję, nie chce być ubezpieczony”. Nasz klient wybierając ubezpieczenie na życie, musi być świadomy tego co robi i po co tę polisę zawiera. Czy świadectwo własnej choroby i otrzymania świadczeń pomaga? Tak, pomaga choć nie zawsze łatwo o tym mówić choć ludzie są ciekawi.
Dam inny przykład – sportowcy. Zapaśnicy, akurat obsługujemy w naszej kancelarii Klub sportowy – taka szczecińska kuźnia talentów mieszanych sztuk walki. To są naprawdę ludzie, którzy wyjeżdżają na zawody, mamy tam Mistrzów Polski, Mistrzów Świata, sławne nazwiska na całym świecie. Bardzo często przychodzą do nas trenerzy, ale też przychodzą zawodnicy, którzy potrzebują ubezpieczenia od nieszczęśliwego wypadku. No i jak najbardziej możemy ich ubezpieczyć ale … podstawą jest sprawdzenie czy sztuki walki, zapasy, boks nie są przypadkiem w wyłączeniach. Zawsze trzeba dać klientowi to, co jest mu potrzebne i to o co pyta. Jeżeli uprawia sztuki walki i obawia się, że ktoś mu wyrwie bark – no to musimy znaleźć TU, gdzie sztuki walki nie są wyłączone i wtedy taka polisa zadziała, albo znajdźmy specjalistyczną polisę sportową. Jesteśmy drogowskazem dla naszego Klienta po arkanach zapisów OWU, On ich nie zna, ufa nam. Tak samo jest ze wszelkiej maści chorobami, schorzeniami, czy chorobami nowotworowymi. Im szerszy zakres – tym zawsze lepiej dla klienta.
Na koniec zapytam Cię Małgosiu – jak oceniasz dotychczasową współpracę z
Multiagencją Insur Invest?
– Ja generalnie Was uwielbiam. Ja się wywodzę z korporacji, taki korpo-ludek. W pewnym momencie mnie to strasznie zmęczyło. Stwierdziłam, że potrzebuje miejsca, gdzie po prostu uszanuje się moją indywidualność. Charakterek mam czasami trudny. Pozwolą mi pracować w formie jakiej będę chciała i przede wszystkim nie będę zamęczana stertą tabelek, raportów, planów sprzedażowych. Takiej firmy szukałam i tak trafiłam do Insur Invest dzięki rekomendacji od innego z Partnerów z naszego regionu. Tak się zaczęła moja współpraca i jestem zadowolona. Wszystkie elementy współpracy mamy już dograne, dotarte i teraz działa wszystko jak w szwajcarskim zegarku.